sobota, 30 lipca 2011

PPP

Nie, nie pokazuję nikomu języka po trzykroć, choć coś jest na rzeczy.
Jako wielbicielka języka w ogóle a jego wyjątkowo trafnych przejawów w szczególności, znalazłam kolejny dowód na to, że język to stworzenie żywe, sprytne i wybitnie się przyczyniające do rozwoju wyobraźni.
Do tej pory myślałam, że język ulicy jest najbardziej chytry i najtrafniej oddaje zjawiska, a przede wszystkim ich ducha ("No co? Sapiesz się, sapiesz?"), ale uniwersytety nadążają, jak się okazuje. Nie taki beton, jak by się mogło wydawać. Świadczy o tym prawdziwie poetycka nazwa pewnego wydziału na dziennikarstwie, co to jego skrót widnieje w tytule. PPP.
Pracownia Perswazji Politycznej.
Dla mnie malina :)
Akurat tym razem PPP wypowiedziała się w kontekście billboardów, z których straszyć nas będą przez 2 miesiące najmarniej wyretuszowani politycy, ale ta nazwa budzi we mnie nadzieje na dalsze głębokie analizy ciemnego ludu oraz - oczywiście - naszą reedukację ;)

piątek, 22 lipca 2011

Z cyklu: zagadki Wszechświata

Bo i co można po intensywnym tygodniu i przed tylko teoretycznie wolnym weekendem?
Zagadka na dziś nasunęła mi się w związku z reklamą, która mnie namawia do nabycia nowej bielizny, żeby go kusić i w nagrodą mami, że ON odepnie stanik jedną ręką.

I tu zaczyna się gonitwa myśli
- A jak nie to wiać?
- Po kiego jedną, skoro ma dwie?
- Co zrobi z drugą, pszebuk?

Co to w ogóle za wyczyn? Ale pamiętam, że "swego czasu" panowie stawiali sobie za punkt honoru odpinanie staników w ogóle, a jedną ręką w szczególności. Po co, panowie, po co?

poniedziałek, 18 lipca 2011

Zgodnie z tym, co tam nabazgroliłam

obok zdjęcia, patrzeć sobie to mi się nawet chce, ale na pisanie nie mam czasu :) Widać jest pora pasienia się patrzeniem i natychania do pisania. Czego i Wam życzę. Poza dobrym nastrojem, rzecz jasna ;)

niedziela, 10 lipca 2011

Z cyklu: zagadki Wszechświata

Czy ktoś wie, dlaczego w pojemniku dziesięciojajowym przynajmniej jedno jajko musi być obowiązkowo obsrane?
I do tego podstępnie odwrócone obsranym do dołu?

poniedziałek, 4 lipca 2011

Akcje

Ludzie mają tę cechę, że dość łatwo jest ich nakłonić do przeróżnych akcji. Na przykład akcji oburzania się na kogoś lub na coś. I mniejsza z tym, że pojęcia nie mają, co kierowało organizatorami akcji. 12.000 entuzjastów na FB się wpisało do akcji, to babcia też.
Niewątpliwie są akcje, które mają sens nawet w moim sceptycznym pojęciu. Np akcja sprzątania śmieci ma sens, bo jest działaniem praktycznym i efektywnym: śmieci znikają. Jeszcze większy byłby sens, gdyby po prostu nie śmiecić.

Przy okazji czytania o czymś tam wdarła mi się na tekst akcja "Ratujmy pszczoły". Kocham miód, uwielbiam pszczoły, doceniam ich wkład w życie na ziemi, ale nie potrafię sobie logicznie wytłumaczyć, w jakim stopniu pomoże pszczołom akcja zakładania wirtualnych ogródków pszczołom nieszkodzących? Z nagrodami, owszem. Ale która pszczoła poleci na 3 dni do SPA, albo będzie trzaskać foty super nowym sprzętem fotograficznym?
Ponad 30.000 ogródków. Pięknie. Tylko po co?

Jakiś czas temu była akcja hodowania dębów. Też wirtualnych. Znajoma posadziła dąb, a reszta jej znajomych miała za zadanie podlewać. Finał akcji gdzieś się rozmazał w niebycie. Nie wiem, gdzie te dęby, co to dało? Cisza. Ot cała akcja.

Wirtualnie, to ja mogą zatłuc strzygę, albo strzyga mnie. Pewnych rzeczy i działań nie da się z życia przenieść do matrycy. Gdyby się dało, to nie musiałabym gotować, tylko jadłabym te pyszne dania ze znajomych blogów kulinarnych i nie musiałabym ani robić zakupów, ani gotować, ani nawet zmywać.

No konia z rzędem temu, kto wyjaśni to zjawisko czymś innym niż jakąś domniemaną kasą albo równie domniemanym oświeceniem ludności.